Postać o. Augustyna Pamfila może być wzorem dla współczesnych duszpasterzy młodzieży w pełnieniu ich obowiązków. Zasługuje również na szacunek jako wychowawca zakonnej młodzieży. Mimo bardzo młodego wieku był kapłanem dojrzałym w podejściu do swojej misji. Zmarł niespodziewanie w wyniku powikłań po grypie.

O. Augustyn Pamfil urodził się w 30 listopada 1919 roku w Mławie. Był synem Franciszka i Antoniny Pamfilów. Na chrzcie otrzymał imię Bolesław. Pochodził z licznej rodziny, która liczyła piętnaście dzieci. Wiele jego rodzeństwa pomarło już w młodości. Była to uboga rodzina. Utrzymywała się z pracy własnych rąk. Starsza siostra wypiekała pączki, które później były sprzedawane przez nią w sklepiku. Młodsza zajęła się pracą jako krawcowa. Natomiast starszy brat Stanisław był kasjerem na stacji kolejowej w Mławie. To właśnie najbardziej wspierał finansowo rodziców, jak również swoje rodzeństwo, pomimo tego, że już miał swoją rodzinę.

Nauką szła Bolesławowi bardzo dobrze już w szkole powszechnej. Uchodził za zdolnego młodzieńca. Był bardzo pomocny w gospodarstwie domowym i był prawą ręką swojej matki. Wykształcenie średnie zdobył w Mławie, gdzie ukończył gimnazjum. Po skończonej szkole wstąpił do Zakonu OO. Franciszkanów.

Dnia 28 sierpnia 1937 roku został obłóczony i rozpoczął nowicjat pod kierunkiem o. Jerzego Wierdaka. Otrzymał zakonne imię Augustyn. Po roku nowicjatu w Niepokalanowie dnia 29 sierpnia 1938 roku złożył pierwsze śluby zakonne. Następnie wyjechał do Lwowa, aby rozpocząć studia filozoficzne. 

Dnia 1 września 1939 roku rozpoczęła się II wojna światowa. W tych czasach Lwów znalazł się na terenie zajętym przez ZSRR. Klasztor został zmuszony sytuacją polityczną, aby zorganizować tajne studia filozofii dla kleryków. Z czasem także otwarto studia teologiczne. W tym czasie budynek klasztoru chciały zająć wojska bolszewickie. Większość kleryków opuściła to miejsce, lecz o. Augustyn i inni nieliczni klerycy pozostali kontynuując tajnie swoje studia.  Dnia 23 kwietnia 1941 roku wraz z resztą kleryków przyjmuje tonsurę i niższe święcenia. Dnia 2 sierpnia 1942 roku o. Pamfil złożył profesję solemną. Również w przyśpieszonym tempie dnia 30 sierpnia 1942 roku z rąk bp Eugeniusza Baziaka, sufragan lwowskiego, otrzymuje święcenia kapłańskie. Dnia 22 grudnia 1942 roku wyjechał na prymicję do domu rodzinnego. Na wakacje po prymicji wraz z o. Bronisławem Małasiewiczem udał się do Łomny z polecenia przełożonego komisariatu we Lwowie. Dnia 24 lipca 1943 roku razem z dwoma innymi neoprezbiterami zdaję egzamin jurysdykcyjny przed delegatem biskupim i otrzymuje władzę spowiadania.

Od przełożonych dnia 10 grudnia 1943 roku otrzymał obediencję do Niepokalanowa. W tym miejscu dostał obowiązek zakrystiana większego. Na początku swojej posługi nie był raczej nikomu znany, ale szybko pokazał się jako wybitny spowiednik. Do spowiedzi przychodzili do niego nie tylko w trakcie nabożeństw niedzielnych, ale także w tygodniu. Licznie spowiadało się u niego wielu z braci zakonnych jak i osób świeckich. O. Augustyn był świadomy tego daru słuchania spowiedzi, który otrzymał od Boga i dlatego chętnie służył nim wszystkim ludziom. Był ceniony nie tylko jako spowiednik ale także jako znakomity kaznodzieja. Wygłaszał je często w trakcie odpustów i rekolekcji. Wielu księży proboszczów mówiło o nim z uznaniem i dopominali się o niego. 

W 1945 roku otrzymał również funkcję katechety szkoły średniej w Niepokalanowie. Na kazaniach do młodzieży oraz w konfesjonale wykazywał wiele gorliwości. O. Augustyn uczył także religii w gimnazjum w Niepokalanowie. Prowadził tam też koło MI wśród młodzieży gimnazjalnej. W tym samym czasie objął także stanowisko magistra kleryków-profesów w Niepokalanowie. Jak wychowawca potrafił dobrze wpłynąć na swoich wychowanków. W wyjątkowych chwilach gdzie sytuacja wymagała surowości, zamiast niej potrafił zastąpić ją modlitwą, poświęceniem, ofiarą i cierpieniem. Często wykazywał wyrozumiałość co różnych wad i błędów swoich podopiecznych. Ze względu na te podwójne obowiązki nie miał już tyle czasu aby spowiadać, dlatego spowiadał, kiedy tylko była na okazja i pozwalał na to mu czas.

Zmarł w nieoczekiwanych okolicznościach. Powodem jego śmierci była złośliwa grypa, co spowodowało, że umarł na serce. Właśnie ta cichość i pokora najbardziej odznaczała się w jego życiu. Jak żył cicho tak samo cicho odszedł z tego świata. Było to dnia 10 marca 1947 roku. Trumna z ciałem została przewieziona dnia 15 marca 1947 roku do Mławy. Msza święta pogrzebowa odbyła się następnego dnia w Mławie, a celebrował ją o. Hadrian Leduchowski, komisarz prowincji warszawskiej. Eksportacja ciała na cmentarz była przeprowadzona o godz. 16.30 przy bardzo licznym udziale ludzi. Spoczął na cmentarzu w Mławie w rodzinnym grobie.

O. Augustyn Pamfil pozostanie w pamięci jakom kapłan poświęcający się swojemu powołaniu. Był cenionym spowiednikiem i wychowawcą młodzieży. Mimo młodego wieku pozostawił po sobie wzór tych cech jakie powinien mieć wychowawca młodzieży zakonnej. Na taką wewnętrzną postawę mógł sobie zasłużyć przez pracę i wyrzeczenie się siebie.

Bibliografia: Franciszkanie zmarli w XX wieku, t. 3, red. W.H. Gral, Gdynia 2002, s. 90-91; C. Kudyba, Wspomnienia z pogrzebu śp. o. Augustyna, Echo Niepokalanowa 23.03.1947, bs; R. Kwiatkowski, Przygotowanie do kapłaństwa kleryków franciszkańskich w czasie II wojny światowej, Lignum Vitae 19 (2018) 145-146; Kronika klasztoru Franciszkanów we Lwowie (1939-1946), red. Z. Gogola, J. Małocha, A. Oleksiak, Kraków 2008, s. 13; AIF, sygn. 528, Teczka personalna o. Augustyna Pamfila, Życiorys, bs.

Pierwszy prowincjał prowincji warszawskiej, północnej bądź mazowiecko-wielkopolskiej – jak ją zwykło się nazywać – to człowiek wielkiego formatu. W opinii swoich podwładnych zyskał wielki autorytet, co budziło wobec niego duży szacunek i poszanowanie. Tym zakonnikiem wybranym podczas kapituły prowincjalnej w sierpniu 1939 roku na stanowisko prowincjała był o. Maurycy Madzurek. 

Urodził się 6 sierpnia 1884 roku w miejscowości Bojan na Bukowinie. Na chrzcie otrzymał imię Jan. Do Zakonu OO. Franciszkanów wstąpił 27 września 1904 roku rozpoczynając nowicjat we Lwowie. Dnia 29 września 1905 roku we Lwowie złożył śluby czasowe. Studia filozoficzno-teologiczne odbył w Krakowie, gdzie złożył 8 grudnia 1908 roku śluby wieczyste. Dnia 29 września 1911 roku przyjął święcenia kapłańskie w Krakowie. Po skończonych studiach pracował w Jaśle i we Lwowie. W latach 1918-1924 był gwardianem w Kaliszu, zaś w latach 1924-1927 był gwardianem i proboszczem w Grodnie. W tym czasie był bezpośrednim przełożonym o. Maksymilian Kolbe i tworzącego się w tym czasie wydawnictwa „Rycerza Niepokalanej”. Potem w latach 1927-1936 pełnił urząd gwardiana i proboszcza w Gnieźnie. Na kapitule prowincjalnej w 1936 roku został wybrany sekretarzem prowincji oraz dodatkowo w latach 1936-1939 pełnił obowiązki ojca duchownego kleryków w seminarium w Krakowie. 

Wybrany prowincjałem prowincji mazowiecko-wielkopolskiej w sierpniu 1939 roku objął rządy w nowoutworzonej prowincji. Po wybuchu II wojny światowej wielu zakonników z obu prowincji znalazło się poza domami zakonnymi w rozproszeniu i nie zdołało objąć funkcji wyznaczonych przez kapituły prowincjalne z 1939 roku. Po zajęciu przez III Rzeszę i sowiecką Rosję terenu Polski została podzielona na dwie części. Zabrakło władz zakonnych w obydwu częściach prowincji południowej oraz w części prowincji północnej, znajdującej się pod administracją radziecką. 

Generał zakonu o. Beda Hess na miejsce prowincjała o. Wincentego Borunia, który wyjechał do Włoch, mianował komisarzem generalnym dla prowincji południowej o. Maurycego Madzurka. On to na klasztory południowej prowincji położone w Generalnym Gubernatorstwie wyznaczył swego delegata, którym został o. Anzelm Kubit. Po kilku miesiącach został on mianowany przez o. Bedę Hessa komisarzem generalnym.

Po upływie kilkunastu miesięcy wojny prowincja północna na terenie Generalnej Guberni miała w posiadaniu już tylko trzy klasztory w Niepokalanowie, Warszawie, i Skarżysku-Kamiennej.  W tym ostatnim klasztorze władze okupacyjne wymordowały za udział w pracy konspiracyjnej trzech ojców i czterech braci zakonnych razem z kilkusetosobową grupą cywilów. Miało to miejsce 14 lutego 1940 roku na Borze pod Skarżyskiem-Kamienną. Klasztor z różnymi kolejami losu przetrwał do 1943 roku, kiedy to obsadzono go kapłanem diecezjalnym. W sierpniu 1944 roku władze niemieckie zniszczyły klasztor franciszkański w Warszawie razem z resztą stolicy podczas walk powstania warszawskiego. Zakonnicy podzielili los mieszkańców miasta i znaleźli się w obozie przesiedleńczym w Pruszkowie.

Na skutek działań wojennych zupełnie utraciły kontakt z prowincjałem prowincji północnej klasztory w Dziśnie, Grodnie, Iwieńcu, Wilnie i Zaczepicach. Z tych klasztorów znajdujących się na terenie okupacji sowieckiej, jak też ze wschodniej części prowincji południowej powstał tzw. komisariat lwowski, pod zarządem o. Alberta Wojtczaka. Jednak po upływie trzech lat o. Albert zrezygnował z urzędu komisarza. 

Generał zakonu o. Beda Hess 8 stycznia 1943 roku mianował nowego komisarza, którym został o. Korneli Czupryk. Pełnił on tę funkcję do końca II wojny światowej. W 1943 roku pięć klasztorów prowincji północnej, które od 1939 roku należały do komisariatu lwowskiego, na skutek decyzji definitorium generalnego z 1942 roku powróciło pod jurysdykcję o. Maurycego Madzurka. Jednak stan materialny tych klasztorów jak i straty personalne były tak duże, że można stwierdzić, iż praktycznie przestały istnieć. Jedynie klasztor w Niepokalanowie pozostał do końca i jako jedyny z prowincji północnej doczekał końca II wojny światowej. Tam też we wrześniu 1944 roku o. Maurycy Madzurek tymczasowo przeniósł siedzibę prowincjała.

W swoich wspomnieniach o. Florian Koziura wspomina o. Maurycego Madzurka, jako człowieka niezwykle bohaterskiego i nieugiętego. W pierwszych latach zawieruchy wojennej gestapo często mu dokuczało rozmaitymi kontrolami, wzywaniami do urzędu, groźbami aresztowania, rozstrzelaniem itp. On mimo to stał twardo na posterunku, trzymając śmiało w garści rządy powierzonej sobie Prowincji. Odważnie ściąga wszystkich, co się rozbiegli  do klasztoru, nie zważając na przykrości, jakie niejeden podwładny mu wyrządził; nie obawia się przyjmować do zakonu nowych kandydatów i prowadzić studia, choć najeźdźca tropił go bardzo i surowo karał obozami lub nawet rozstrzelaniami. 

Postawa o. Maurycego Madzurka podczas powstania warszawskiego też pozostawia jasny przykład i jego heroizm. Podczas pierwszych dni powstania warszawskiego w stołecznym klasztorze zniósł klauzurę, aby umożliwić opiekę i schronienie pobliskiej ludności i powstańcom. Pod koniec sierpnia 1944 roku znalazł się wraz ze współbraćmi z warszawskiego klasztoru w obozie przejściowym w Pruszkowie. Stamtąd został za protekcją zwolniony i wraz z innymi znalazł się w Niepokalanowie. Dla bezpieczeństwa urzędu zamieszkał w domu wypoczynkowym klasztoru w Niepokalanowie w tzw. „Lasku”.

Po zakończeniu działań wojennych na polecenie władz kościelnych i po prośbie władz państwowych zorganizował duszpasterstwo na wyznaczonych terenach Ziem Odzyskanych. Zgromadzonych w Niepokalanowie kapłanów wysyłał na nowo objęte placówki na Pomorzu i Prusach Wschodnich. 

O. Florian Koziura wspominając ten czas podkreśla jego bezkompromisową postawę. Ciężkie rządy Prowincją trzymał do ostatniej chwili; wszystkie listy sam odpisywał i to w pozycji leżącej w łóżku; wszystkich interesantów sam przyjmował; wszystkim, co odnosiło się do dobra Prowincji, żywo się interesował dając zawsze trafne wskazówki. W ostatnich dniach życia, chociaż był bardzo osłabiony i puls zdradzał zbliżającą się śmierć, zdążył napisać jeszcze kilka listów do ojców rozsianych po nowych placówkach. Dnia 18 października 1945 roku został mu udzielony wiatyk i ostatnie namaszczenie przez o. Artura Zapaśnika. Po przyjęciu tych sakramentów zmarł o godz. 21.30. Przy śmierci był obecny wspomniany już o. Artur Zapaśnik i o. Hadriana Leduchowskiego, który pełnił funkcję sekretarza prowincji. Miało to miejsce w domu wypoczynkowym w Niepokalanowie Lasku. Został pochowany na cmentarzu klasztornym w Niepokalanowie. 

O. Maurycy Madzurek powinien pozostać w pamięci, jako silny i bezkompromisowy wobec przeciwności prowincjał. Przez cały okres wojny stał na czele prowincji północnej będąc jednocześnie wielkim autorytetem dla współbraci. Chory na serce do ostatniej chwili pełnił swoją funkcję i załatwiał sprawy urzędowe. Niech będzie dla wszystkich współbraci przykładem wierności swoim zobowiązaniom wobec Kościoła i Zakonu.

Rafał Kwiatkowski OFMConv

Mieszkańcy Niepokalanowa byli szczególnie zainteresowani tokiem wydarzeń związanych z o. Maksymilianem Kolbe – przełożonym klasztoru i cenionym przez współbraci. Nazywali go ojcem dyrektorem, uważali za wychowawcę, ojca duchownego, wspierali modlitwą i pracą. Był powszechnie znanym redaktorem poczytnych czasopism, a po wyprawie do Japonii gorliwym misjonarzem. Krótko mówiąc – był chlubą niepokalanowskiej wspólnoty. Szokiem dla nich było aresztowanie tak dogłębnym, że znaleźli się chętni i gotowi ofiarować się za niego. Po aresztowaniu stale podtrzymywali nadzieję wspieraną staraniami o jego szczęśliwy powrót do klasztoru. Tak więc ów dzień sobotni 30 sierpnia 1941 roku, gdy wieczorem odczytano w refektarzu list o. Piusa, uwięzionego w Auschwitz, z wiadomością o śmierci o. Maksymiliana, był jak uderzenie pioruna. „Wśród braci – zapisał kronikarz br. Teofil Zimoch – ta wieść zrobiła ogromne wrażenie.”

Prześledzenie wydarzeń związanych z tą informacją jest nie tylko interesujące, ale także użyteczne do rozpoznania szeregu działań wspólnoty klasztornej dla podtrzymania pamięci o Wielkim Ojcu Dyrektorze, jak też dla okazania Mu wdzięczności i czci należnej bohaterom tej klasy. 

Szereg wydarzeń tu przytoczonych, raczej przykładowo niż kompleksowo, wybrałem z dwóch źródeł: z Kroniki br. Teofila Zimocha, zamieszczonej w „Historii klasztoru w Niepokalanowie 1939 – 1951,” w maszynopisie, przygotowanej przez o. Witolda Grala. Gdynia 2005 i z biuletynu „Echo Niepokalanowa” z lat 1945 do 1947.

Na drugi dzień po tragicznej informacji, to jest w niedzielę 31 sierpnia 1941 kronikarz zapisał: „Komunię przyjęliśmy za duszę śp. o. Maksymiliana Kolbego. O. Florian, gwardian, pojechał z tą wiadomością do o. prowincjała Maurycego Madzurka do Warszawy”. Intrygujący zapis znalazł się w „Kronice” 18 września 1941: „Br. Lech napisał do br. Maksymiliana, że wie już o śmierci o. Maksymiliana, bo radio londyńskie w audycji polskiej zaraz po śmierci podało o tym wiadomość”. Br. Lech, czyli Lechosław Duraj, w czasie okupacji znalazł się w Londynie. Korespondował z br. Maksymilianem Belką. Przed wojną obaj pracowali w redakcji „Małego Dziennika”. Br. Lechosław był wyjątkowo uzdolniony w pisaniu i w sztuce graficznej. Z br. Konradem Zającem malowali obrazy. Mimo okupacji informacje nawet z obozu jakoś dochodziły. We wtorek 14 października 1941 o godz. 6.30 za duszę o. Maksymiliana odprawiono Mszę św. żałobną śpiewaną. W tym samym dniu odbyło się drugie grupowe aresztowanie siedmiu braci, po którym w klasztorze powstał popłoch. Wielu zakonników pospiesznie opuściło opłotki Niepokalanowa. Po dłuższej przerwie w dniu 31 stycznia 1942 roku czytamy: „Przysłano z obozu z Oświęcimia urzędowe powiadomienie o śmierci o. Maksymiliana Kolbego, że zmarł 14 sierpnia 1941 roku o godz. 12.50”. Świadectwo zgonu nr 510/1941, wystawione w sobotę 24 stycznia 1942, dotarło do klasztoru w przeciągu tygodnia. Nie wiadomo, dlaczego tak długo ściągano z dostarczeniem tej wiadomości. Cztery miesiące potem, 26 kwietnia o godz. 17.00 kilku braci zrobiło zebranko, na którym postanowiono zbierać materiały dotyczące życia o. Maksymiliana Kolbego, zamordowanego w Oświęcimiu”, a w pierwszą rocznicę śmierci 14 sierpnia 1942 o godz. 6.30 została odprawiona uroczysta Msza św. żałobna za duszę śp. o. Maksymiliana Kolbego. Nic nowego w „Kronice” aż do 21 czerwca 1944 roku. W klasztorze panował terror i strach. Kronikarz skupił się na zapisach stanu pogody, obserwował ruchy wojsk na kolei, informował o mało znaczących wydarzeniach lokalnych. „Echa Niepokalanowa” w czasie okupacji nie redagowano. W dniu 21 czerwca 1944 zapisano w „Kronice”: „O godz. 20.10 sześciu braci dyskutowało na temat pomnika na cześć o. Maksymiliana”. 24 czerwca ukazał się pierwszy zbiorek myśli o. Maksymiliana, zatytułowany „Do ideału MI”, podpisany pseudonimem Elfi, co znaczy br. Filemon Kozielczyk. Następnego dnia o godz. 16.40 o. gwardian Witalis Jaśkiewicz miał egzortę na temat pism o. Maksymiliana. 27 stycznia 1945 roku obóz w Auschwitz został oswobodzony. Więźniowie wracali do swoich rodzin i przekazywali obozowe przeżycia. W kwietniu 1945 roku inż. Załęski z Warszawy i Zaleski z Pasikonia opowiedzieli w Niepokalanowie wrażenia z Oświęcimia i ostatnie chwile o. Maksymiliana. W tym samym czasie „Echo Niepokalanowa” zamieściło tekst nowenny za przyczyną o. Maksymiliana, ułożoną przez więźniów obozu w Oświęcimiu. Także są w nim relacje o uzdrowieniach za przyczyną o. Maksymiliana, na przykład w Sochaczewie w styczniu 1944 roku (E.N. 19 i 20/45). W maju tego roku o. gwardian Witalis Jaśkiewicz zapowiedział rozpoczęcie nowenny w pewnej intencji za pośrednictwem o. Maksymiliana na dzień 21 tego miesiąca. W maju, czerwcu i lipcu „E.N.” podawało obszerne fragmenty z konferencji lub korespondencji o. Maksymiliana. W „Rycerzu Niepokalanej” z lipca nr 1/45 dwaj świadkowie, S. Załęski i M. Zawadzki, dzielą się wspomnieniami z obozu, informując na łamach „Rycerza” pierwszy raz o śmierci o. Maksymiliana. W nekrologu zmarłych franciszkanów w czasie wojny, na okładce miesięcznika, na pierwszym miejscu zapisano o. Maksymiliana. Redaktor apeluje do byłych więźniów z Pawiaka i Oświęcimia, którzy zetknęli się z o. Maksymilianem, aby przesłali szczegółowe opisy o spotkaniu z o. Maksymilianem i podali adresy innych więźniów, zwłaszcza uwolnionego ojca rodziny. Nie wiedziano jeszcze, za kogo o. Maksymilian poszedł na śmierć. 

W sierpniowym numerze Rycerza Niepokalanej tego roku na stronie 27 znalazł się sonet o. Ludomira Bernatka Pamięci o. Maksymiliana Marii Kolbego. 

 W listopadowym i grudniowym numerze „Rycerza Niepokalanej” znajdujemy „Wspomnienia z ostatnich chwil życia śp. o. Maksymiliana” podane przez ks. Konrada Szwedę, współwięźnia obozowego. Z przekazu wynika, że ani ks. Szweda, ani redakcja „Rycerza” nie wiedzieli, za kogo o. Maksymilian poszedł na śmierć. Owszem, dano sprostowanie informacji z poprzedniego miesiąca, że nie był nim szesnastoletni chłopiec, ale że to był ojciec rodziny. Podano też powtórny apel, aby uratowany więzień zgłosił się i podał swój adres. Również wspomnienia ks. Szwedy podano w „E.N.” nr 64 z 6 października 1945.

 W czwartą rocznicę śmierci, 14 sierpnia, zamieszczono w „E.N.” jednostronicowy panegiryk na część o. Maksymiliana. Zaczyna się „Gdy wspominam o Tobie…” Autor anonimowy. To samo źródło podaje, że 14 sierpnia w refektarzu udekorowano popiersie o. Maksymiliana, prawdopodobnie wykonane przez br. Maurycego Kowalewskiego, które w tej chwili znajduje się w Muzeum św. Maksymiliana. 

„E.N.” z 22 września tego roku przytacza obszerny list br. Ferdynanda Kasza z Dachau, pisany 7 września, w którym podaje nieco wiadomości z pobytu o. Maksymiliana w Oświęcimiu. Informuje też o ulotce na jego temat, wydanej w Jerozolimie przez br. Aureliusza Borkowskiego, korygując błędy, że nie zginął w Dachau i że śmierć była heroiczna. 

 W listopadzie 27/1945 w liście z Japonii o. Mieczysław Mirochna zapytuje, czy to prawda, że o. Maksymilian nie żyje. W grudniu, jak podaje „EN”, nauczycielka Maria Strzelecka z Sieradza Kościelnego przysłała 40 zł z zaznaczeniem – na beatyfikację. Redakcja wydała „Kalendarz Rycerza Niepokalanej” na rok 1946, ale w nim znalazła się tylko krótka wypowiedź o. Maksymiliana, aczkolwiek bardzo charakterystyczna: „Nie ma takiego heroizmu, którego by dusza nie wykonała z pomocą Niepokalanej”. W „E.N.” 73/45 8-9 grudnia umieszczono artykuł podpisany literą F., zatytułowany „Za jego wzorem”. W artykule zacytowano fragment listu o. Maksymiliana z więzienia na Pawiaku sugerując, że jest to ostatni list z Oświęcimia. Wiadomo, że ostatni list z Oświęcimia był skierowany do matki Marii Kolbowej. 

 Rok 1946 był wyjątkowo bogaty w utrwalaniu pamięci o o. Maksymilianie. W styczniu w gimnazjum w Niepokalanowie założono cztery drużyny Związku Harcerstwa Polskiego. Jednej z nich nadano imię o. Maksymiliana Kolbego. Owszem, o. Maksymiliana obwołano patronem ZHP w całym okręgu sochaczewski, z komendą w Niepokalanowie. W lutym „E.N.” przytacza list z Gniezna, zatytułowany „Ojciec Maksymilian już działa obydwoma rękami”. Treść listu podaje opis uzdrowienia po odprawieniu nowenny za przyczyną o. Maksymiliana. List jest potwierdzony podpisem ks. dr. Walentego Tobiaszewicza z parafii Kęty. W końcu lutego „E.N.” z radością poinformowało, że odnalazł się ojciec rodziny, za którego o. Maksymilian poszedł na śmierć głodową. Nazywa się Franciszek Gajowniczek. Przebywa we Wrocławiu i wnet poda swój adres. W marcu podano oświadczenie Franciszka Gajowniczka i szczegóły z wypadków w Oświęcimiu. W styczniowym „Rycerzu Niepokalanej” ogłoszono, że można nabyć w Niepokalanowie fotosy z o. Maksymilianem. Było bardzo duże zamówień. Natychmiast wysłano 500 sztuk wykonanych w dziale fotograficznym. Zaraz też drukarnia wydrukowała podobiznę o. Maksymiliana w trzech formatach: 9×6, 9×11 i 13×24 cm. 

Pod koniec marca zmarła w Krakowie Maria Kolbowa, matka o. Maksymiliana. Pogrzeb odbył się 20 marca po południu. Kondukt prowadził o. Anzelm Kubit poprzedzony wyjątkowo bogatym orszakiem duchownych diecezjalnych i zakonników. Delegatami Niepokalanowa byli bracia Salezy Mikołajczuk i Gabriel Siemieński. W kwietniu księża salezjanie z Krakowa zwrócili się z prośbą do Niepokalanowa o materiały do napisania i wystawienia na scenie dramatu o o. Maksymilianie. Prośbę podpisał ks. Domino. 

W maju ogłoszono wśród braci w Niepokalanowie konkurs na projekt pomnika ku czci o. Maksymiliana i okładki do książki z jego życiorysem. Nie znalazłem wyników konkursu. W czerwcu zmarł br. Kamil Banaszak, który ułożył i własnoręcznie napisał teks nowenny za przyczyną o. Maksymiliana. Rękopis się zachował. 

W początkach sierpnia, na zaproszenie o. gwardiana Witalisa Jaśkiewicza, przyjechał do Niepokalanowa w koszu motocyklowym Jan Dobraczyński, znany jako płodny pisarz z kręgów katolickich. Za „Listy Nikodema” mógł otrzymać Nobla, gdyby tytuł był znany nie tylko w Polsce. Dla Niepokalanowa Dobraczyński podjął się napisać rzecz o o. Maksymilianie. Jadąc do Niepokalanowa w koszu motocykla, uległ wypadkowi. Kosz się urwał, ale pasażer ocalał. Był więc dodatkowy motyw, aby książkę szybko napisać. Obiecał, że wyjdzie przed 8 grudnia. Faktycznie skończył pisać 23 sierpnia. We wrześniu drukarze złożyli tekst, zrobili odbitki, które przesłano do o. Mariana Wójcika w USA i do Italii. W połowie września skończono druk książki. W końcu listopada uzyskano od pani Salanik z UB w Sochaczewie ustne zezwolenie na rozpowszechnienie książki z tytułem „Skąpiec Boży”. Zaraz potem rozeszła się pogłoska, że nakład będzie zlikwidowany. Pisemne pozwolenie nosi datę 3 grudnia 1946. Następne wydania autor rozszerzał i poprawiał. Wersja włoska „Skąpca Bożego” pod tytułem „Cantano nei sotterranei di Oswięcim”, w przekładzie Leonardo Leonardi ukazała się w Brescia w 1949. W wigilię Wniebowzięcia NMP br. Cecylian wydrukował na płaskiej maszynie „Echo Niepokalanowa” (osiem stron) poświęcone w całości o. Maksymilianowi. Wydrukowane egzemplarze rozdano braciom. W ten sposób uczczono 5 rocznicę śmierci. Wieczorem tego dnia bracia Salezy i Ferdynand wyświetlili przeźrocza z życia o. Maksymiliana. Trzy dni potem, 18 sierpnia o godz. 20.00, odbyła się akademia ku czci o. Maksymiliana. W programie był referat, recytacje poezji, występy orkiestry i przedstawienie w czterech aktach „Fragmenty z obozów”. Był obecny na niej Franciszek Gajowniczek. Zabrał głos na końcu i opowiedział o trudnym życiu na Pawiaku i w obozie Auschwitz. Akademię dla szerszego grona powtórzono w sali Domu MI 25 sierpnia o godz. 12.00. W październiku wysłano z Niepokalanowa List do o. Generała Zakonu w sprawie rehabilitacji eksbrata Gorgoniusza Rembisza od zarzutu donosu do gestapo na o. Maksymiliana. W tym też miesiącu spisano zaprzysiężone zeznania o heroicznej śmierci o. Maksymiliana od Franciszka Gajowniczka, Brunona Borgowca i ks. Konrada Szwedy. Pod koniec listopada o. Bernard od Matki Boskiej, karmelita bosy, przygotował w maszynopisie „ Życiorys Rycerza Niepokalanej – Ojca Maksymiliana Kolbego”, dodał tekst nowenny o jego rychłą beatyfikację. (11 stron formatu A4). Tekst ma imprimatur ks. bp. Wacława Majewskiego i pozwolenie na druk o. Hadriana Leduchowskiego, komisarza generalnego prowincji warszawskiej. Broszurę wydrukowano dopiero w 1947 roku w Wydawnictwie Niepokalanów. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP w dniu 8 grudnia w Sali Domu MI odtworzono słuchowisko w dwu aktach autorstwa o. Bolesława Wolskiego. Część druga tyczyła osoby o. Maksymiliana: były recytacje i śpiewy. W refektarzu br. Hieronim Wierzba zaczął czytać we fragmentach książkę „Skąpiec Boży”. Czytanie skończył 30 grudnia. W dniu 15 grudnia harcerze urządzili w Sali Domu MI akademię poświęconą o. Maksymilianowi o godz. 10.00 i 17.00. W tym też dniu o godz. 10,30 Polskie Radio emitowało pogadankę religijną „W służbie Niepokalanej” wygłoszoną przez o. gwardiana Witalisa Jaśkiewicza. Tekst tej pogadanki zamieszczono w „E.N.” z zaznaczeniem miejsc wykreślonych przez cenzurę. „Ilustrowany Kalendarz Rycerza Niepokalanej” na rok 1947 zamieścił tylko akcent maksymilianowski. Ostatnia jego strona przedstawia okładkę książki Jana Dobraczyńskiego „Skąpiec Boży” na tle wybranego tekstu.

o. Roman Soczewka

W Polsce też wschodzi słońce, również kwitną wiśnie.

Japonia – odległy kraj, poetycko nazywany krajem Kwitnącej Wiśni lub Wschodzącego Słońca. Stolice Warszawę – Tokio dzieli odległość 8656 km. Na pokonanie tej drogi odrzutowym samolotem trzeba przynajmniej 12 godzin. Kraj odległy, ale też bardzo odmienny rasą, kulturą, religią i dziwnym dla nas językiem. A jednak coś łączy Japonię z Polską. Mamy identyczne kolory narodowe: biel i amarant. Czerwony krąg na białym tle nawiązuje do tego samego słońca, które każdego dnia wpierw Japonię, a następnie Polskę oświeca i ogrzewa. Przypadek też zdarzył, o którym mało kto wie, że w tym samym dniu, trzeciego maja, świętujemy rocznicę ogłoszenia narodowej konstytucji.

W Polsce Japonię znamy przede wszystkim z firmy Sony, Samsung, Honda, Kawasaki, Mazda, Suzuki… Geograficznie Japonia nam się kojarzy z górą Fujiyama, historycznie z Hirosimą lub Nagasaki, kulturowo z Kurosawą, z filmami „Tora, Tora, Tora” i „Most na rzece Kwaj”, a reszta to już tylko folklor z samurajem, kimonem i teatrem Kabuki. Japończycy znają Polskę przede wszystkim z muzyki Fryderyka Chopina. Podobno są najlepsi w wykonaniu jego mazurków. Wydaje się też, że Polska jest dla nich krajem turystycznie atrakcyjnym.

Relacje Japonia – Polska wymienił, pogłębił i zanalizował pisarz japoński Nagao Hyodo w książce „Mosty przyjaźni – Polska dusza i japońskie serce”, wydanej w Płocku w 2007 roku. Książka ukazała się w roku, w którym uroczyście obchodzono 50-tą rocznicę wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską i Japonią. Po dziesięciu latach warto przypomnieć tę datę i świętować jej 60 – lecie. Autor książki jako ambasador w Polsce z zaciekawieniem i sympatią poznawał polskie sprawy i Polaków, wśród nich o. Maksymiliana Kolbego, franciszkanina, męczennika w obozie zagłady w Auschwitz, ogłoszonego świętym w 1982 przez Ojca Świętego Jana Pawła II. O. Maksymilian dokonał w ubiegłym stuleciu widocznego zbliżenia Polski do Japonii. W roku 1930 z kilkoma dobranymi współbraćmi „wyruszył na podbój świata dla Jezusa Chrystusa przez Niepokalaną, Jego Matkę Maryję”. Konkretnie chodziło o założenie drugiego Niepokalanowa na wzór polskiego i wydawanie „Rycerza Niepokalanej” w języku japońskim. Wyruszyli 26 lutego 1930 roku. Wnet po ich wyjeździe przełożony Niepokalanowa o. Alfons Kolbe, brat o. Maksymiliana, napisał w liście do znajomego księdza: „Nasz o. Maksymilian obecnie jedzie wraz z braćmi z Wydawnictwa do Japonii, by tam wydawać „Rycerza Niepokalanej” w miejscowym języku. Zawziął się, by cały świat doprowadzić do stóp Niepokalanej… Nie wiadomo, co z tego przedsięwzięcia wyniknie i nieraz obawa nas przejmuje, ale ostatecznie ufać trzeba… Brody pozapuszczali, słowniki japońskie pobrali, ale ponieważ nie znają języka miejscowego, tedy jeden Bóg raczy wiedzieć, jak się to skończy.”

Skończyło się dobrze, bardzo dobrze.

Po 35 dniach podróży okrętem przycumowali w porcie Nagasaki. Był czwartek 24 kwietnia 1930 roku. Cała ekipa składała się z trzech osób: o. Maksymilian, lat 36, kierownik grupy, br. Hilary Łysakowski, lat 24, i br. Zeno Żebrowski, lat 32. Tworzyli zgrany tryptyk: w centrum o. Maksymilian, a bracia, to dwa boczne skrzydła tryptyku. Zeno w roli ewangelicznej Marty, bo miał „złote rączki”, i br. Hilary w roli Marii, ascetyczny, z pogodnym obliczem. Sam jego wygląd budził pobożne tęsknoty. Mieli z sobą skromny bagaż. Zmieścił się na jednej rykszy. Mieli sumę pieniędzy, która wystarczyłaby tylko dla jednego z nich na powrót do ojczyzny, gdyby misja się nie powiodła. Ale jeszcze mieli ze sobą bezgraniczną ufność w pomocy Matki Bożej Niepokalanej, a za sobą potężną siłę modlących się współbraci w Niepokalanowie.

Od tamtych wydarzeń minęło 85 lat, bogatych w tajemnice radosne, świetlane, bolesne i chwalebne – jak w życiu Matki Bożej i jej rycerzy. Pierwszą radość zwiastował sam o. Maksymilian w liście do o. Prowincjała: „Ja z dwoma braćmi jesteśmy od wczoraj w Nagasaki. Przed katedrą figura Niepokalanej… Jest duża nadzieja, że biskup pozwoli nam tu pozostać… Tutaj okolica bardzo piękna: góry, zieleń, morze. Wszyscy zdrowi. Cześć Niepokalanej.” Za tą informacją popłynęły następne, również radosne. Po szesnastu dniach pobytu napisał do o. generała zakonu w Rzymie: „Dzięki Niepokalanej „Rycerz” w języku japońskim jest już drukowany, na razie 10 tysięcy egzemplarzy. Wczoraj kupiłem maszynę drukarską średniej wielkości i 145 tysięcy znaków japońskich. Niech żyje Niepokalana!” Czasopismo po japońsku miało tytuł „Seibo no Kishi”. W rok potem, 16 maja 1931, zakonnicy z wynajętych pomieszczeń przenieśli się do nowo zbudowanego Niepokalanowa, w dzielnicy Nagasaki zwanej Hongochi, na zboczy góry Hikosan. Nadali mu nazwę „Mugenzai no Sono”, to znaczy „Ogród Niepokalanej”.

Zdawało się, że radości nie będzie końca. Z Polski szła pomoc finansowa, przybywali nowi misjonarze, wzrastał nakład „Rycerza”, wznoszono nowe budynki, wzbogacał się park maszynowy, a kronikarz klasztorny zapisał pod datą 11 grudnia 1930 roku: ”O. Maksymilian przyjął do zakonu pierwszego Japończyka – brata Sato Shigeo.” I tak toczyła się historia japońskiego Niepokalanowa, najpierw pod okiem o. Maksymiliana, a następnie o. Kornela Czupryka, o. Samuela Rosenbaigera, o. Mirosława Mirochny i następnie już pod wodzą Japończyków. Malała liczba Polaków, zwiększała się liczba Japończyków. Zakładano nowe klasztory, rozszerzano zakres zadań: już nie tylko wydawnictwo, ale praca duszpasterska w parafiach, wychowawcza w sierocińcach i szkołach, charytatywna wśród poszkodowanych wybuchem bomby atomowej.

bzz2

W tej pracy okazał się człowiekiem charyzmatycznym br. Zeno Żebrowski, dziś z tej racji bardziej znany w Japonii niż w Polsce. Japońscy franciszkanie zdobywali więc status samodzielności, najpierw w formie komisariatu (1940), a następnie w strukturach zakonnej prowincji (1969). Mimo kataklizmów, trzęsień ziemi, wojny i wybuchu bomby atomowej dziedzictwo o. Maksymiliana przetrwało i nadal się rozwija. Owszem, zyskuje coraz większe uznanie japońskiego społeczeństwa. Nie ginie też pamięć o ojcu Maksymilianie. Przebywał w Japonii relatywnie krótko, w sumie 5 lat i 9 miesięcy, ale ślad jego życia i pracy nie został zapomniany w sensie ideowym, jak i materialnym. Po beatyfikacji i kanonizacji doczekał wielu pomników i wystaw. W „Mugensai no Sono” znajduje się stałe Muzeum św. Maksymiliana. Wydano wiele książek i albumów o jego życiu, działalności i męczeńskiej śmierci w Auschwitz, w różnych miejscach są umieszczone jego obrazy i tablice pamiątkowe, zdobią kościoły, szkoły i place. Niektóre pomniki są wykonane rękami polskich artystów, jak na przykład pomnik w Higashi – Nagasaki, identyczny z pomnikiem ustawionym przed bazyliką w Niepokalanowie, jest dziełem Polki, Krystyny Fołdygi – Solskiej. Można spotkać obrazy Jana Molgi, a wiosną 2015 roku na Uniwersytecie Waseda w Tokio otwarto wystawę „Szkice węglem z Auschwitz” polskiego artysty Mieczysława Kościelniaka, rysowane z narażeniem życia w obozie koncentracyjnym. Wśród nich są szkice z o. Maksymilianem, z którym artysta dzielił losy więźnia.

Oprócz przytoczonych przykładów czci i szacunku Japończyków dla osoby o. Maksymiliana podkreślę jeszcze dwa fakty z dziedziny kinematografii. Chodzi o filmy nakręcone i wyprodukowane w Japonii. Jeden o życiu św. Maksymiliana Marii Kolbego, drugi o jego współpracowniku, wyżej wspomnianym Bracie Zenonie Żebrowskim. Film o Ojcu Maksymilianie nosi tytuł „Kolbe shinpu no shougai. Ausyn bittu ai no kieski”, co znaczy „Życie o. Kolbego. Cud miłości w Auschwitz.” Autorem scenariusza i reżyserem filmu jest prof. Chiba Shigeki, producentem zaś firma Modern Film Society pod kierunkiem Takacchima Hirimoto. W produkcji filmu uczestniczyli Ojcowie Franciszkanie z Prowincji Zakonnej w Japonii, jak też Siostry Zgromadzenia św. Pawła. Na Festiwalu Filmów Czerwonego Krzyża w roku 1982 film ten otrzymał pierwszą nagrodę. W japońskiej prasie ukazały się bardzo pochlebne recenzje tego filmu. Został rozpowszechniony na płytach DVD. Zareklamował go wysoce artystyczny plakat. Ciekawa jest kompozycja tego filmu: oryginalne, trafne i udane połączenie sekwencji z dokumentem, reportażem i fabułą. Autor scenariusza wydobył z archiwum unikalne fotosy i relacje, pogłębił i unowocześnił rozmowami z osobami, które osobiście znały o. Maksymiliana, jak np. z o. Shiro Iwanga, wiekowy już kapłan z kościoła w Sasoko. Wspomina on czasy, kiedy w seminarium słuchał wykładów o. Maksymiliana. „Był bardzo pogodny i czerpał wiele radości z nauczania – wspomina o. Shiro. – Uczył po łacinie. To było dla nas kleryków bardzo trudne. Tak go pamiętam”.

Pokaźna część filmu traktuje o pobycie o. Maksymiliana w Japonii, i ta dla Polaków jest mniej znana. Sekwencje z Polski przekazują tylko istotne wątki, jak np. wypowiedzi Franciszka Gajowniczka, za którego o. Maksymilian poszedł do bunkra na śmierć głodową. Film kolorowy, trwa 95 minut, został nakręcony jako zwiastun kanonizacji św. Maksymiliana (1981). Główną rolę, to jest o. Maksymiliana, gra Tsukayama Masatane.

Drugi film, również ciekawy, tyczy bliskiego współpracownika o. Maksymiliana w Japonii. Jest to kolorowa kreskówka z roku 1999 pod tytułem „Brat Zeno – bezgraniczna miłość”. Film wyprodukowała Fundacja Fuji pod dyrekcją Shizuki Edami. Przesłanie filmu jest skierowane do wszystkich ludzi, aby poznali miłosierdzie Brata Zenona i go naśladowali. Po zniszczeniach dokonanych wybuchem bomby atomowej 9 sierpnia 1945 roku zajął się poszkodowanymi, poparzonymi, osieroconymi. W swoich pomysłach, działaniach i poświęceniach był niezastąpiony. Film ma cechy wysokiego artyzmu, przekazuje humanistyczne i chrześcijańskie wartości, trwa 75 minut, może służyć jako pomoc w katechizacji. Oba filmy przybliżają widzom św. Maksymiliana i Brata Zenona w folklorze japońskim, podają nowe fakty z ich misyjnej działalności. Mogą być w Polsce atrakcyjną nowością w kinematografii i świetną promocją relacji japońsko – polskich. Czy jest nadzieja, aby przekaz filmowy o św. Maksymilianie i Bracie Zenonie mogli oglądać Polacy? Mamy zielone światełko ze strony producentów filmu. Mamy zapalonych wolontariuszy, którzy są gotowi zająć się transferem. Ale skąd wziąć fundusze na zapłacenie honorarium za tłumaczenie dialogów, na techniczne wykonanie kaset czy płytek CD, na ich promocję? To nie są pytania retoryczne. Zainteresowani transferem filmu do Polski oczekują odpowiedzi.

o. Roman Aleksander Soczewka

franciszkanin z Niepokalanowa

Nieprzejednana bohaterska postawa o. Julian Mirochny pozostała w pamięci wielu ludzi. Był działaczem konspiracyjnym podczas II wojny światowej i nie cofnął się przed żadnymi prześladowaniami i szykanami. Jego postać pełna patriotyzmu i odwagi przemawia do współczesnych z jeszcze większą siła i przekonywaniem.

Czytaj dalej

Po zakończeniu II wojny światowej kilkudziesięciu naszych współbraci rozpoczęło pracę na Ziemiach Odzyskanych. Wsławili się oni tam gorliwą pracą duszpasterską. Jednak w pamięci wielu o. Tadeusz Firmowski będzie zapamiętany z innego powodu. Jako młody kapłan chcąc uratować tonącego w Wiśle chłopca sam wraz z nim zginął. Dnia 27 lipca 1949 roku w Korzeniewie doszło do […]