Zeszłoroczny Festiwal Niepokalanów był wyjątkowy z wielu względów. Po raz pierwszy w historii miał miejsce we Wrocławiu. Swoją formułą wpisał się w trwający Rok Miłosierdzia, jak również w klimat Europejskiej Stolicy Kultury, którą w roku 2016 piastowała właśnie stolica Dolnego Śląska.

Podczas Festiwalu odbyło się 16 pokazów filmowych. Łącznie w projekcjach i koncercie wzięło udział blisko 2000 widzów. Spotkania ze znanymi twórcami filmowymi, m.in. z prof. Krzysztofem Zanussim, Michałem Lorencem czy Małgorzatą Buczkowską-Szlenkier, świadczyły o prestiżu tego wydarzenia.

Już dziś zapraszamy serdecznie wszystkich Państwa 22-27 października 2017 na kolejną odsłonę naszego Festiwalu, który jak pokazała pierwsza wrocławska edycja, promuje wyższe wartości, zaprasza do refleksji oraz wychodzi naprzeciw potrzebom publiczności szukającej dobra w przestrzeni publicznej.

FUNDACJA VIDE ET CREDE IM. ŚW. JANA PAWŁA II Z WROCŁAWIA

KLASZTOR OO. FRANCISZKANÓW Z NIEPOKALANOWA

Mamy wspaniałą wiadomość  – zapadła ostateczna decyzja o przyznaniu funduszy na rewitalizację kościoła Ojców Franciszkanów pw. Zwiastowania NMP w Zamościu ! –  wróci on do swej starej wzniosłej, barokowej bryły. Wicepremier i Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński kilka dni temu podpisał odpowiednią umowę.

Zdjęcie Strzeleckiego przedstawiające kościół Franciszkanów przed zburzeniem szczytów.

Kamień węgielny pod budowę świątyni położony został dna 13 czerwca (uroczystość św. Antoniego) 1637 r. Kościół pw. Zwiastowania NMP, świętych Antoniego, Franciszka, Barbary i Katarzyny budowano  z fundacji II Ordynata Tomasza Zamoyskiego i jego zony księżniczki Katarzyny z Ostrogskich – na fundamentach starej giełdy i był on największą świątynią powstałą w XVII wieku – w całej Rzeczypospolitej.  Podziemia sięgają trzeciego piętra w dół i kryją niezwykłe tajemnice, niektórzy opowiadają o wielkim skarbie. Konsekracji kościoła  dokonał biskup chełmski Stanisław J. Święcicki dnia 4 września 1689 roku. Świątynia była  smukłą bazyliką z dwiema bocznymi kaplicami. Wysoki, kryty dachówką dach, miał na szczycie, po środku kalenicy wieżyczkę z sygnaturką. We wnętrzu znajdowały się wspaniale zdobione ołtarze, obrazy i rzeźby, W ołtarzu głównym wisiało pięć pięknych obrazów o tematyce Maryjnej, stało także cyborium, czyli naczynie na konsekrowane hostie, przykryte złotym welonem. Kaplicę południową poświęcono wielkiemu świętemu franciszkańskiemu z miasta Padwy – Antoniemu, natomiast założyciel zakonu Franciszkanów – św Franciszek, miał poświęconą sobie kaplicę północną. Wnętrze zdobiło również 15 dużych obrazów przedstawiających życie Matki Bożej – liczba ta nawiązywała do 7 radości i 7 boleści Maryi, a  tematykę tą zwieńczał  obraz główny. Część spośród tych obrazów możemy obecnie podziwiać w Muzeum Zamojskim, przy ul. Ormiańskiej. Z jednej i drugiej strony nawy głównej stało 12 drewnianych, pozłacanych rzeźb, przedstawiających Apostołów.

Niestety po I rozbiorze Polski Austriacy urządzili w kościele szpital a następnie skład zboża.  Ojcowie Franciszkanie zostali zmuszeni do opuszczenia Zamościa. Pod koniec XIX wieku na rozkaz kolejnego zaborcy, czyli Rosji zostały skute gigantyczne szczyty, zburzono sklepienia nawy głównej a wnętrze podzielono na trzy kondygnacje. W okresie międzywojennym w budynku znalazł swą siedzibę Sejmik Powiatowy oraz Dom Ludowy. W 1926 roku w budynku pofranciszkańskim otworzone zostało kino o nazwie „Stylowy”, które funkcjonowało do początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Po II wojnie światowej oprócz kina w dawnej świątyni mieściło się także Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Bernardo Morando. Ciekawostką jest, że Morando był architektem Zamościa w XVI wieku a także właścicielem giełdy, gdzie na przełomie XVI/XVII wieku mieściła się siedziba Stowarzyszenia Kupców.

Ojcowie Franciszkanie powrócili do swojego dawnego kościoła po ponad dwuwiekowej przerwie, stało się to dopiero w roku 1994. Natomiast  w tym roku zapadała decyzja o przyznaniu dofinansowania w wys. ponad 20 mln złotych na  odbudowanie wzniosłej bryły świątyni. Mam nadzieję, że już niebawem, w ramach zwiedzania Zamościa z przewodnikiem  odwiedzimy także odnowiony gmach kościoła pw. Zwiastowania NMP.

http://przewodnikzamosc.pl/

Dlaczego przedstawiciele czterech gmin spotykają się w Niepokalanowie dnia 17 lutego – w rocznicę aresztowania św. Maksymiliana przez gestapo w 1941 r.? Zastępca wójta Gminy Teresin Marek Jaworski przypomniał, że te gminy tworzą Związek Gmin Kolbiańskich i spotykają się w tym miejscu już od 2005 r.

Podczas obchodów 76 rocznicy aresztowania św. Maksymiliana Piotr Niedźwiecki – prezydent miasta Zduńska Wola i przewodniczący związku gmin kolbiańskich, odczytał akt zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi władz samorządowych “gmin kolbiańskich”: Pabianic, Zduńskiej Woli, Oświęcimia i Teresina.

“Co może człowiek dać w zamian za swe życie?” – pytał zebranych o. Mirosław Kopczewski, zastępca gwardiana Niepokalanowa, który przewodniczył uroczystej Mszy świętej w niepokalanowskiej bazylice. Odpowiadając przypomniał dwa epizody z życia św. Maksymiliana, które ukazują, że najważniejsze w życiu jest nasze zbawienie. Pierwszy epizod dotyczył wyjazdu św. Maksymiliana na kongres do Berlina w 1938 r. Wraz z nim pojechał jeden z braci, ale mieli spotkać się dopiero na miejscu. Okazało się jednak, że o. Maksymilian dotarł na miejsce tuż przed zakończeniem kongresu. Ów brat zapytał ojca Kolbego dlaczego dotarł tak późno. Odpowiedział, że był w Berlinie od trzech dni, ale spotkał pewną osobę, która chciała na wieki się zatracić. Brat zapamiętał tę naukę, że zbawienie duszy ludzkiej jest o wiele ważniejsze od innych spraw.

Kaznodzieja przypomniał również jeden z listów pisanych przez Świętego z Japonii do współbraci w Niepokalanowie. Opisywał w nim radość z tego, że w końcu – po wielu miesiącach ciężkich prób, wyrzeczeń, pracy misyjnej – jeden z Japończyków nawrócił się i przyjął chrzest. I dodał: “Dla tego jednego warto było, gdyż dusza ludzka nie ma ceny”.

Po Eucharystii zebrane delegacje wysłuchały opisu dnia aresztowania św. Maksymiliana, a następnie złożono kwiaty przy pomniku Świętego przed bazyliką.

Co się wydarzyło 17 lutego 1941 r.?

Tuż przed 9 rano 17 lutego 1941 r. do klasztoru niepokalanowskiego zajechały dwa samochody. Wysiedli z nich esesmani. Przełożony klasztoru o. Maksymilian Kolbe, powiadomiony telefonicznie o ich przybyciu, wyszedł im naprzeciw. Jeden z gestapowców zauważył, iż nazwisko Kolbe ma niemieckie brzmienie. Ojciec Maksymilian odpowiedział, że wprawdzie jego dziadek przybył do Polski z Niemiec, ale on już urodził się w Polsce i czuje się w pełni Polakiem.

Niemcy zarzucili przełożonemu klasztoru, że prowadzi nielegalne seminarium duchowne. Franciszkanin zaprzeczył. Po oprowadzeniu po klasztorze o. Maksymilian wraz z czterema braćmi został aresztowany i przewieziony do więzienia na “Pawiaku”. Trafił do celi nr 103 na oddziale 5.

Wydarzenia na “Pawiaku”

W więziennym “Pawiaku” Ojciec Kolbe odnalazł miejsce swojej misji: zachęcał współwięźniów do ufności, nadziei i modlitwy. To tutaj pokazał, że za Chrystusa jest gotowy oddać swoje życie. W marcu 1941 r. strażnik więzienny na widok zakonnika w habicie, przepasanego sznurem z koronką franciszkańską i krzyżykiem, wpadł w szał. Chwycił za krzyż i zaczął nim okładać o. Maksymiliana. Zapytał:

– Czy wierzysz w Chrystusa?

– Tak – padła odpowiedź.

Strażnik uderzył Ojca Kolbego w twarz. Ponowił pytanie i usłyszał tę samą odpowiedź. Jeszcze jeden cios, po którym padła identyczna spokojna odpowiedź. Naoczny świadek sceny, Edward Gniadek, zeznał, że próbował pocieszać zakonnika. Ten jednak odparł:

– Proszę się nie denerwować, pan ma wiele własnych kłopotów, a to, co się stało, nie jest nic takiego, bo to wszystko dla Mateczki Niepokalanej.

Więzienne listy

Z więzienia w Warszawie przesłał do braci w Niepokalanowie trzy listy. Zamieścił w nich znamienne słowa:

Niech wszyscy Bracia dużo i dobrze się modlą, pilnie pracują i niech się nie martwią, ponieważ bez wiedzy i woli Dobrego Boga i Niepokalanej Dziewicy nic się stać nie może.

Dzięki Niepokalanej Dziewicy, że u Was wszystko w porządku i że wszyscy starają się dobrze spełniać swoje obowiązki.

Pozwólmy się wszyscy Niepokalanej coraz doskonalej prowadzić, gdziekolwiek i jakkolwiek Ona nas chce postawić, aby przez dobre spełnianie naszych obowiązków przyczynić się do tego, aby dla Jej miłości wszystkie dusze zostały pozyskane.

Gotowi oddać życie

26 lutego 20 zakonników z Niepokalanowa zgłosiło władzom niemieckim gotowość pójścia do więzienia i oddania nawet swego życia w zamian za uwolnienie o. Maksymiliana i pozostałych kapłanów. Prośba pozostała bez odpowiedzi.

Czy wiedział, że będzie aresztowany?

Nigdy nie dowiemy się, o czym myślał założyciel Niepokalanowa w chwili, gdy na zawsze opuszczał mury klasztoru. Wiemy, że spodziewał się aresztowania. W noc poprzedzającą aresztowanie, tuż po północy obudził br. Pelagiusza Popławskiego, aby dokończyć rozpoczętą w dzień rozmowę i poprosić go, by pozostał wierny Chrystusowi i Niepokalanej. Około czwartej nad ranem obudził kolejnego zakonnika, br. Rufina Majdana, i przytulił go do serca. Wieczorem 16 lutego spotkał się z pięcioma braćmi, z którymi pracował jeszcze w Grodnie. Wyjaśniał im w przejrzysty sposób związek pomiędzy Trójcą Świętą a Matką Chrystusa.

Przyczyny aresztowania

Z istniejących dokumentów w niepokalanowskim archiwum wynika, że Ojciec Kolbe został aresztowany na skutek sfabrykowanego zeznania byłego zakonnika br. Gorgoniusza Rembisza. Po wojnie Rembisz wyznał, że gestapo przesłuchiwało go odnośnie antyniemieckich wypowiedzi Założyciela Niepokalanowa. Przesłuchiwany zaprzeczył wszystkiemu, a następnie podpisał protokół, który został sporządzony w j. niemieckim; nie wiedział więc, co podpisuje. Być może gestapo w ten sposób sfabrykowało dowody przeciwko Ojcu Kolbemu.

tm/red./www.niepokalanow.pl

W klasztorze Sióstr Klarysek w Sitańcu k. Zamościa, w dniu 14 lutego 2017 roku odbyła się kapituła wyborcza.

Ksienią została s. Maria Katarzyna Z. Śliwińska, wikarią – s. M. Małgorzata A. Michalik, drugą asystentką – s. M. Helena K. Piszczek.

Gorąco dziękujemy s. M. Małgorzacie Michalik, które przez ostanie lata służyła Siostrom jako ksieni i prosimy, aby Pan Jezus obdarzył nową przełożoną s. M. Katarzynę swym błogosławieniem i potrzebnymi łaskami.

red.

W Polsce też wschodzi słońce, również kwitną wiśnie.

Japonia – odległy kraj, poetycko nazywany krajem Kwitnącej Wiśni lub Wschodzącego Słońca. Stolice Warszawę – Tokio dzieli odległość 8656 km. Na pokonanie tej drogi odrzutowym samolotem trzeba przynajmniej 12 godzin. Kraj odległy, ale też bardzo odmienny rasą, kulturą, religią i dziwnym dla nas językiem. A jednak coś łączy Japonię z Polską. Mamy identyczne kolory narodowe: biel i amarant. Czerwony krąg na białym tle nawiązuje do tego samego słońca, które każdego dnia wpierw Japonię, a następnie Polskę oświeca i ogrzewa. Przypadek też zdarzył, o którym mało kto wie, że w tym samym dniu, trzeciego maja, świętujemy rocznicę ogłoszenia narodowej konstytucji.

W Polsce Japonię znamy przede wszystkim z firmy Sony, Samsung, Honda, Kawasaki, Mazda, Suzuki… Geograficznie Japonia nam się kojarzy z górą Fujiyama, historycznie z Hirosimą lub Nagasaki, kulturowo z Kurosawą, z filmami „Tora, Tora, Tora” i „Most na rzece Kwaj”, a reszta to już tylko folklor z samurajem, kimonem i teatrem Kabuki. Japończycy znają Polskę przede wszystkim z muzyki Fryderyka Chopina. Podobno są najlepsi w wykonaniu jego mazurków. Wydaje się też, że Polska jest dla nich krajem turystycznie atrakcyjnym.

Relacje Japonia – Polska wymienił, pogłębił i zanalizował pisarz japoński Nagao Hyodo w książce „Mosty przyjaźni – Polska dusza i japońskie serce”, wydanej w Płocku w 2007 roku. Książka ukazała się w roku, w którym uroczyście obchodzono 50-tą rocznicę wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską i Japonią. Po dziesięciu latach warto przypomnieć tę datę i świętować jej 60 – lecie. Autor książki jako ambasador w Polsce z zaciekawieniem i sympatią poznawał polskie sprawy i Polaków, wśród nich o. Maksymiliana Kolbego, franciszkanina, męczennika w obozie zagłady w Auschwitz, ogłoszonego świętym w 1982 przez Ojca Świętego Jana Pawła II. O. Maksymilian dokonał w ubiegłym stuleciu widocznego zbliżenia Polski do Japonii. W roku 1930 z kilkoma dobranymi współbraćmi „wyruszył na podbój świata dla Jezusa Chrystusa przez Niepokalaną, Jego Matkę Maryję”. Konkretnie chodziło o założenie drugiego Niepokalanowa na wzór polskiego i wydawanie „Rycerza Niepokalanej” w języku japońskim. Wyruszyli 26 lutego 1930 roku. Wnet po ich wyjeździe przełożony Niepokalanowa o. Alfons Kolbe, brat o. Maksymiliana, napisał w liście do znajomego księdza: „Nasz o. Maksymilian obecnie jedzie wraz z braćmi z Wydawnictwa do Japonii, by tam wydawać „Rycerza Niepokalanej” w miejscowym języku. Zawziął się, by cały świat doprowadzić do stóp Niepokalanej… Nie wiadomo, co z tego przedsięwzięcia wyniknie i nieraz obawa nas przejmuje, ale ostatecznie ufać trzeba… Brody pozapuszczali, słowniki japońskie pobrali, ale ponieważ nie znają języka miejscowego, tedy jeden Bóg raczy wiedzieć, jak się to skończy.”

Skończyło się dobrze, bardzo dobrze.

Po 35 dniach podróży okrętem przycumowali w porcie Nagasaki. Był czwartek 24 kwietnia 1930 roku. Cała ekipa składała się z trzech osób: o. Maksymilian, lat 36, kierownik grupy, br. Hilary Łysakowski, lat 24, i br. Zeno Żebrowski, lat 32. Tworzyli zgrany tryptyk: w centrum o. Maksymilian, a bracia, to dwa boczne skrzydła tryptyku. Zeno w roli ewangelicznej Marty, bo miał „złote rączki”, i br. Hilary w roli Marii, ascetyczny, z pogodnym obliczem. Sam jego wygląd budził pobożne tęsknoty. Mieli z sobą skromny bagaż. Zmieścił się na jednej rykszy. Mieli sumę pieniędzy, która wystarczyłaby tylko dla jednego z nich na powrót do ojczyzny, gdyby misja się nie powiodła. Ale jeszcze mieli ze sobą bezgraniczną ufność w pomocy Matki Bożej Niepokalanej, a za sobą potężną siłę modlących się współbraci w Niepokalanowie.

Od tamtych wydarzeń minęło 85 lat, bogatych w tajemnice radosne, świetlane, bolesne i chwalebne – jak w życiu Matki Bożej i jej rycerzy. Pierwszą radość zwiastował sam o. Maksymilian w liście do o. Prowincjała: „Ja z dwoma braćmi jesteśmy od wczoraj w Nagasaki. Przed katedrą figura Niepokalanej… Jest duża nadzieja, że biskup pozwoli nam tu pozostać… Tutaj okolica bardzo piękna: góry, zieleń, morze. Wszyscy zdrowi. Cześć Niepokalanej.” Za tą informacją popłynęły następne, również radosne. Po szesnastu dniach pobytu napisał do o. generała zakonu w Rzymie: „Dzięki Niepokalanej „Rycerz” w języku japońskim jest już drukowany, na razie 10 tysięcy egzemplarzy. Wczoraj kupiłem maszynę drukarską średniej wielkości i 145 tysięcy znaków japońskich. Niech żyje Niepokalana!” Czasopismo po japońsku miało tytuł „Seibo no Kishi”. W rok potem, 16 maja 1931, zakonnicy z wynajętych pomieszczeń przenieśli się do nowo zbudowanego Niepokalanowa, w dzielnicy Nagasaki zwanej Hongochi, na zboczy góry Hikosan. Nadali mu nazwę „Mugenzai no Sono”, to znaczy „Ogród Niepokalanej”.

Zdawało się, że radości nie będzie końca. Z Polski szła pomoc finansowa, przybywali nowi misjonarze, wzrastał nakład „Rycerza”, wznoszono nowe budynki, wzbogacał się park maszynowy, a kronikarz klasztorny zapisał pod datą 11 grudnia 1930 roku: ”O. Maksymilian przyjął do zakonu pierwszego Japończyka – brata Sato Shigeo.” I tak toczyła się historia japońskiego Niepokalanowa, najpierw pod okiem o. Maksymiliana, a następnie o. Kornela Czupryka, o. Samuela Rosenbaigera, o. Mirosława Mirochny i następnie już pod wodzą Japończyków. Malała liczba Polaków, zwiększała się liczba Japończyków. Zakładano nowe klasztory, rozszerzano zakres zadań: już nie tylko wydawnictwo, ale praca duszpasterska w parafiach, wychowawcza w sierocińcach i szkołach, charytatywna wśród poszkodowanych wybuchem bomby atomowej.

bzz2

W tej pracy okazał się człowiekiem charyzmatycznym br. Zeno Żebrowski, dziś z tej racji bardziej znany w Japonii niż w Polsce. Japońscy franciszkanie zdobywali więc status samodzielności, najpierw w formie komisariatu (1940), a następnie w strukturach zakonnej prowincji (1969). Mimo kataklizmów, trzęsień ziemi, wojny i wybuchu bomby atomowej dziedzictwo o. Maksymiliana przetrwało i nadal się rozwija. Owszem, zyskuje coraz większe uznanie japońskiego społeczeństwa. Nie ginie też pamięć o ojcu Maksymilianie. Przebywał w Japonii relatywnie krótko, w sumie 5 lat i 9 miesięcy, ale ślad jego życia i pracy nie został zapomniany w sensie ideowym, jak i materialnym. Po beatyfikacji i kanonizacji doczekał wielu pomników i wystaw. W „Mugensai no Sono” znajduje się stałe Muzeum św. Maksymiliana. Wydano wiele książek i albumów o jego życiu, działalności i męczeńskiej śmierci w Auschwitz, w różnych miejscach są umieszczone jego obrazy i tablice pamiątkowe, zdobią kościoły, szkoły i place. Niektóre pomniki są wykonane rękami polskich artystów, jak na przykład pomnik w Higashi – Nagasaki, identyczny z pomnikiem ustawionym przed bazyliką w Niepokalanowie, jest dziełem Polki, Krystyny Fołdygi – Solskiej. Można spotkać obrazy Jana Molgi, a wiosną 2015 roku na Uniwersytecie Waseda w Tokio otwarto wystawę „Szkice węglem z Auschwitz” polskiego artysty Mieczysława Kościelniaka, rysowane z narażeniem życia w obozie koncentracyjnym. Wśród nich są szkice z o. Maksymilianem, z którym artysta dzielił losy więźnia.

Oprócz przytoczonych przykładów czci i szacunku Japończyków dla osoby o. Maksymiliana podkreślę jeszcze dwa fakty z dziedziny kinematografii. Chodzi o filmy nakręcone i wyprodukowane w Japonii. Jeden o życiu św. Maksymiliana Marii Kolbego, drugi o jego współpracowniku, wyżej wspomnianym Bracie Zenonie Żebrowskim. Film o Ojcu Maksymilianie nosi tytuł „Kolbe shinpu no shougai. Ausyn bittu ai no kieski”, co znaczy „Życie o. Kolbego. Cud miłości w Auschwitz.” Autorem scenariusza i reżyserem filmu jest prof. Chiba Shigeki, producentem zaś firma Modern Film Society pod kierunkiem Takacchima Hirimoto. W produkcji filmu uczestniczyli Ojcowie Franciszkanie z Prowincji Zakonnej w Japonii, jak też Siostry Zgromadzenia św. Pawła. Na Festiwalu Filmów Czerwonego Krzyża w roku 1982 film ten otrzymał pierwszą nagrodę. W japońskiej prasie ukazały się bardzo pochlebne recenzje tego filmu. Został rozpowszechniony na płytach DVD. Zareklamował go wysoce artystyczny plakat. Ciekawa jest kompozycja tego filmu: oryginalne, trafne i udane połączenie sekwencji z dokumentem, reportażem i fabułą. Autor scenariusza wydobył z archiwum unikalne fotosy i relacje, pogłębił i unowocześnił rozmowami z osobami, które osobiście znały o. Maksymiliana, jak np. z o. Shiro Iwanga, wiekowy już kapłan z kościoła w Sasoko. Wspomina on czasy, kiedy w seminarium słuchał wykładów o. Maksymiliana. „Był bardzo pogodny i czerpał wiele radości z nauczania – wspomina o. Shiro. – Uczył po łacinie. To było dla nas kleryków bardzo trudne. Tak go pamiętam”.

Pokaźna część filmu traktuje o pobycie o. Maksymiliana w Japonii, i ta dla Polaków jest mniej znana. Sekwencje z Polski przekazują tylko istotne wątki, jak np. wypowiedzi Franciszka Gajowniczka, za którego o. Maksymilian poszedł do bunkra na śmierć głodową. Film kolorowy, trwa 95 minut, został nakręcony jako zwiastun kanonizacji św. Maksymiliana (1981). Główną rolę, to jest o. Maksymiliana, gra Tsukayama Masatane.

Drugi film, również ciekawy, tyczy bliskiego współpracownika o. Maksymiliana w Japonii. Jest to kolorowa kreskówka z roku 1999 pod tytułem „Brat Zeno – bezgraniczna miłość”. Film wyprodukowała Fundacja Fuji pod dyrekcją Shizuki Edami. Przesłanie filmu jest skierowane do wszystkich ludzi, aby poznali miłosierdzie Brata Zenona i go naśladowali. Po zniszczeniach dokonanych wybuchem bomby atomowej 9 sierpnia 1945 roku zajął się poszkodowanymi, poparzonymi, osieroconymi. W swoich pomysłach, działaniach i poświęceniach był niezastąpiony. Film ma cechy wysokiego artyzmu, przekazuje humanistyczne i chrześcijańskie wartości, trwa 75 minut, może służyć jako pomoc w katechizacji. Oba filmy przybliżają widzom św. Maksymiliana i Brata Zenona w folklorze japońskim, podają nowe fakty z ich misyjnej działalności. Mogą być w Polsce atrakcyjną nowością w kinematografii i świetną promocją relacji japońsko – polskich. Czy jest nadzieja, aby przekaz filmowy o św. Maksymilianie i Bracie Zenonie mogli oglądać Polacy? Mamy zielone światełko ze strony producentów filmu. Mamy zapalonych wolontariuszy, którzy są gotowi zająć się transferem. Ale skąd wziąć fundusze na zapłacenie honorarium za tłumaczenie dialogów, na techniczne wykonanie kaset czy płytek CD, na ich promocję? To nie są pytania retoryczne. Zainteresowani transferem filmu do Polski oczekują odpowiedzi.

o. Roman Aleksander Soczewka

franciszkanin z Niepokalanowa